5 POWODÓW, DLA KTÓRYCH (NIE) WARTO LECIEĆ NA WEEKEND DO MARRAKESZU I JAK TANIO ZORGANIZOWAĆ TAKI WYJAZD!

Warto czy nie warto? Zastanawiacie się pewnie skąd taki przewrotny tytuł. W dzisiejszym poście chciałabym trochę opowiedzieć o tym totalnie zwariowanym mieście z mojej perspektywy. Nie znajdziecie tu pięknych opisów niczym z przewodnika, ale moją subiektywną relację z weekendowego pobytu w Marrakeszu i trochę historyjek, które przydarzyły się na po drodze. Poniżej przygotowałam 5 powodów, dla których warto (lub nie) odwiedzić to miasto. Pewnie niektórzy z was po przeczytaniu pomyślą sobie „Nigdy w życiu tam nie pojadę”, a inni, zafascynowani tym totalnie innym od naszego światem, zaraz spakują plecaki i zabukują bilety. Bo tak naprawdę wszystko zależy od naszych oczekiwań.

1. JEST STOSUNKOWO BLISKO!

Jeśli tak, jak ja lubicie odkrywać nowe miejsca i kultury, ale być może również tak jak ja niespecjalnie lubicie latać samolotem to Maroko jest dobrym kierunkiem. Wyobraźcie sobie, że po około 4,5 h lotu znajdujecie się w zupełnie innym kraju, o totalnie odmiennej kulturze i sposobie życia – prawdziwa egzotyka na wyciągnięcie ręki. Idealne miejsce na weekend!

2. MOŻNA TU ZJEŚĆ GENIALNE SPECJAŁY LOKALNEJ KUCHNI

Mieliście czasem tak, że odwiedzacie jakiś kraj z nadzieją na to, że poznacie go również od kuchni, a tu się okazuje, że na mieście dominują budki z kebabem i smażony kurczak z frytkami? Czasami tak się zdarza w mocno turystycznych miejscowościach. Niby jesz coś tradycyjnego, ale tak naprawdę dania są tworzone pod turystów i z tradycją mają niewiele wspólnego. Tu jedzenie jest naprawdę smaczne, mocno aromatyczne, z dużą ilością przypraw i co najbardziej mi się podoba – tu je się dania regionalne. Jeśli więc lubicie wyraziste jedzenie – to miejsce dla was! Na mieście ciężko znaleźć typowo europejskie jedzenie, fast foody. W większości miejsc podawane są ichniejsze specjały. Ale o kuchni opowiem wam w kolejnym poście, bo jak się domyślacie – to mój ulubiony temat.

3. W CENTRUM MIASTA JEST MNÓSTWO BAZARÓW W PIĘKNYMI WYROBAMI … i nie tylko

To idealne miejsce dla takich zakupoholików jak ja. Kocham szwędać się po bazarkach, kupować drobiazgi do fotografii kulinarnej, starocie i dobre jedzenie. Tu można oszaleć od nadmiaru kolorów, pięknej ceramiki, wyborów ze skóry, przypraw, kosmetyków. Każdy przedmiot jest tu ręcznie tworzony, każda wzór skrupulatnie wyszywamy lub rzeźbiony przez lokalnych rzemieślników i artystów. A ceny … są takie jakie sobie wytargujesz. I zawsze należy to robić ! Ja kupiłam piękną słomianą torbę na skórzanym pasku, ceramiczną miseczkę i naczynie to tajine – regionalnego dania! I to dokładnie takie, jakie sobie wymarzyłam – w biało-niebieskie motywy. Niestety są również ciemne strony … Wyroby skórzane produkowane są w garbiarniach znajdujących się na dachach niektórych budynków. Udało nam się podpatrzeć pracę kilku mężczyzn przy farbowaniu skór, kiedy piliśmy kawę na dachu jednej z kawiarni. Tam, z góry najlepiej widać, że to miasto wielu kontrastów. Tak wygląda tam życie. Z daleka jest pięknie i kolorowo, a przyglądając się bliżej widzimy nieludzkie warunki pracy za marne grosze, wszechobecny brud i zniszczone domy. Proces powstawania pięknych toreb i butów jest okrutny zarówno dla zwierząt, jak i dla osób, które je wykonują. Ściągnięte ze zwierząt skóry moczy się w betonowym basenie wypełnionym ptasimi odchodami, by zmiękły. Odchody te są bardzo niebezpieczne – zawierają wiele bakterii ale także silnie toksyczny amoniak, który uszkadza układ nerwowy, powoduje problemy z oddychaniem, uszkadza wzrok a dla skóry działa jak silnie żrący środek. I choć kawa smakuje w Marrakeszu wyśmienicie, to widok z balkonu na rozwalone domy i ludzi przy tak ciężkiej pracy sprawia, że nie myśli się już o jej smaku.

A same bazary – kiedy poszliśmy po raz pierwszy do Medyny (stara dzielnica miasta) i weszliśmy w straganowe uliczki w pierwszej chwili poczułam odrazę. Uderzył mnie fetor rozkładającego się mięsa i zgniłych jarzyn. Od razu pojawił mi się głowie obraz La Boqueria, czyli ogromnego targu w Barcelonie. Był wypełniony po brzegi świeżymi owocami, owocami morza, rybami i mięsem, które sprzedawcy wystawiali na lodzie lub w specjalnych lodówkach z witryną. Pachniało świeżością! Tu – odniosłam wrażenie, że słowo higiena jest słabo znane. Mięso i ryby leżały po prostu na blatach lub stołach (przy prawie 30 stopniach!), niektórzy sprzedawali warzywa nie pierwszej świeżości. W rejonie souków, czyli targowisk można znaleźć wszystko – obok budki z jedzeniem jest warsztat samochodowy (a w zasadzie skuterowo – rowerowy, bo to główne pojazdy w Marrakeszu), zaraz obok można kupić zęby (serio ! zarówno pojedyncze, jak i całą szczękę) i stare, zużyte buty czy piecyk gazowy. Najbardziej w głowie zapadł mi widok jednego ze straganów. Na blacie sprzedawca miał ułożone mięso, pod nim stały klatki z żywymi jeszcze kurami, które wzajemnie się dziobały a naprzeciwko inne kury siedziały na wadze szalkowej. Niestety Marrakesz to zderzenie kontrastów i miejsce tak przedziwnych sytuacji i obrazów, które trudno wymazać z pamięci. Któregoś dnia szliśmy bazarem, minęliśmy jeden sklep, warsztat, kolejny sklepik z jedzeniem, aż wreszcie zobaczyłam czarną, osmoloną komórkę pełną węgla. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że siedzi w niej starszy mężczyzna na małym taborecie. Spotkaliśmy się wzrokiem. Był cały brudny, nic nie mówił i tylko patrzył. A ja do tej pory widzę te jego niebieskie oczy. To są właśnie te chwile, kiedy masz ochotę stamtąd uciec. I wrócić do swojego pięknego, czystego miasta i normalnego życia.

4. MIASTO JEST BARDZO GWARNE I PEŁNE LUDZI

Hmmm… sama się zastanawiam czy to jego wada czy zaleta. Bo z jednej strony fascynują mnie duże metropolie, ich hałas i zgiełk. Z drugiej kocham ciszę i spokój. I kiedy wylądowaliśmy w Marrakeszu poczułam fascynację i wiedziałam, że będzie się działo ! Ale szczerze mówiąc, nie sądziłam, że aż tyle. Od wylądowania mieliśmy kilka godzin wolnego zanim mogliśmy się zameldować w mieszkaniu, więc postanowiliśmy zrobić sobie spacer i po drodze zwiedzać miasto. Mieszkańcom chyba wydało się to dość dziwne – tam prawie nikt nie używa chodników. Wszyscy poruszają się za pomocą skuterów, rowerów, taksówek i nieliczni jeżdżą swoimi autami. Zresztą nic dziwnego, bo chodniki są tam mało praktyczne – co krok dziurawe, pełne wysokich krawężników, a co kilka metrów na środku przejścia ni stąd nie zowąd wyrastało drzewo lub słup. Miałam wrażenie, że każdy nas obserwował jak podążaliśmy przez ponad 10 km pieszo. Ale co dla mnie było najgorsze – każdy taksówkarz trąbił na nas, żebyśmy wsiedli do jego auta. Na początku mi to nie przeszkadzało, ale po 3 dniach miałam dość. Można także skorzystać z autobusu i nawet raz mieliśmy taki plan. Było jedno ale… na przystanku nie było żadnego rozkładu jazdy 😛 Wybierając się do Maroko trzeba się jednak nastawić na to, że co rusz będziemy zachęcani do czegoś. I powiem wam szczerze, że w europejskich krajach miło jest kiedy np. kelner stoi przed knajpką i zaprasza na włoską pizzę, albo gdy na hiszpańskim targu sprzedawca pokazuje ci najlepszy towar. Jednak tu ma to zdecydowanie inny charakter. Oczywiście jest to moja subiektywna opinia, ale mam wrażenie, że w Marrakeszu jesteś traktowany przez większość mieszkańców jak portfel z pieniędzmi. I ja osobiście czułam się nieco osaczona. Każdy próbował nas „wciągnąć” do swojego straganu, wiele osób próbowało coś wyżebrać od nas na ulicy, podchodziły do nas dzieci chcąc nam sprzedać chusteczki higieniczne, co rusz ktoś wskazywał nam drogę, choć wcale o nią nie pytaliśmy. Niestety jeśli wdasz się z kimś w dyskusję i skorzystasz z jego dobrej rady, to w 90% przypadków musisz liczyć się z tym, że będzie oczekiwał od ciebie zapłaty i to często nie małej. Dla mnie ta nachalność jest największym minusem tego kraju. Do pewnego momentu było znośnie, ale mieliśmy dwie sytuację, które naprawdę mnie zdenerwowały. Podczas spaceru po placu Dżami al-Fana podbiegł do nas mężczyzna z małpą na łańcuchu i wrzucił ją mojemu mężowi na ramię, żebyśmy zrobili zdjęcie. Tłumaczyłam mu, że nie chcemy zdjęcia i z trudem udało nam się od niego uciec. Niestety kilka kroków dalej siedziało kilku kolejnych mężczyzn, którzy zarabiali na pokazie tańczących kobr. Widzieliśmy ich z daleka, ale już wiedziałam, że lepiej tam nie podchodzić. Więc spokojnie ich obeszliśmy a ja robiłam sobie zdjęcia placu. Nagle podbiegł do nas jeden z tych mężczyzn i kazał nam zapłacić 20 dirchamów (prawie 8 zł) bo twierdził, że zrobiłam im zdjęcie. Kiedy stanowczo odmówiłam i próbowałam mu pokazać i wytłumaczyć, że nie mam jego zdjęcia kazał nam po prostu „spier…”. Niestety nie jest to najlepsza reklama Marrakeszu ale takie sytuację też mogą się tam zdarzyć. Trzeba być czujnym i dać się oszukać. Drugim zjawiskiem, które nieco mnie zaskoczyło i potem trochę złościło, było to, że skuterem możesz tam wjechać dosłownie wszędzie. Idąc przez wąskie, bazarowe uliczki co chwilę musiałam schodzić z drogi żeby ktoś nie rozjechał mi nogi. Co chwilę byłam wpychana przez męża do pobocznych sklepików, gdy widział, że z którejś strony nadciąga skuter lub wózek z towarem i jedzie wprost na nas. No cóż… taki już urok tego miasta. Oprócz skuterów jest tam także pełno… kotów. Można je spotkać dosłownie wszędzie.

5. MOŻEMY TU POZNAĆ KULTURĘ CAŁKIEM ODMIENNĄ OD NASZEJ

Przed wyjazdem warto trochę poczytać i zapoznać się z panującymi tu zwyczajami żeby nie przysporzyć sobie nieprzyjemnych sytuacji. W Maroko obowiązują nieco inne normy zachowania i ubierania się. Lepiej nie odkrywać zbyt wiele ciała, szczególnie dotyczy to kobiet. Nikt raczej nie zwróci uwagi na krótkie spodenki czy sukienkę, ale zbyt szokujące mini czy dekolty mogą być źle odebrane. Często problemem jest także fotografowanie ludzi– nie raz spotkałam się ze sprzeciwem, zdarza się także, że ktoś może żądać zapłaty za zdjęcie. Większość mieszkańców Marrakeszu to Muzułmanie – nie każdy meczet jest otwarty dla gości spoza tej religii i również fotografowanie ich w momencie modlitwy czy w pobliżu meczetu nie jest mile widziane. Ponieważ islam zabrania picia alkoholu, zdecydowana większość tańszych restauracji oraz sklepów spożywczych nie sprzedaje go. W muzułmańskim miesiącu postu – ramadanie, przypadającym każdego roku w innym terminie, od wschodu do zachodu słońca muzułmanie muszą powstrzymać się od jedzenia, picia i palenia papierosów. My trafiliśmy akurat na ten czas. Z czym to się wiążę? Kilka razy dziennie z głośników słychać było modlitwy w całym mieście (nawet w środku nocy). Podobno w tym czasie ludzie mogą być bardziej rozdrażnieni, gdyż są po prostu głodni. Choć niektórzy twierdzą, że jest na odwrót – w czasie Ramadan starają się być milsi dla innych, gdyż dla wszystkich muzułmanów jest on czasem modlitw, refleksji, odnowy moralnej oraz zacieśniania więzi rodzinnych. Choć warto uważać na swoje zachowanie by nie urazić w żaden sposób muzułmanów (np. nie palić papierosów) to miejsca typowo turystyczne nawet podczas święta funkcjonują normalnie. Podczas ramadanu część barów, restauracji i kawiarni jest zamknięta w ciągu dnia i zaczyna przyjmować gości dopiero wieczorem. Tak było w miejscu, gdzie mieliśmy nocleg – jednak centrum miasta tętniło normalnie życiem, można było w każdym miejscu coś zjeść i wypić, gdyż post obowiązuje tylko muzułmanów. Wieczorem natomiast Plac Dżami al-Fana zamienia się w ogromne targowisko z lokalnym jedzeniem, gdzie na bieżąco przygotowywane są tamtejsze specjały i uczta trwa do późnych godzin nocnych. To właśnie tam po zachodzie słońca rozpoczyna się życie, a w pozostałych częściach miasta ulice zupełnie pustoszeją. Kiedy wracaliśmy do naszego mieszkania gdzieniegdzie spotykaliśmy osoby siedzące na ulicy, które jadły pierwszy w tym dniu posiłek. Również wszystkie stacje benzynowe i sklepiki były puste a ich pracownicy siedzieli przy stolikach przed wejściem i jedli. To był naprawdę fascynujący, nocny spacer.

Pewnie niektórych z was zszokowałam, innych zafascynowałam. Taki jest właśnie Marrakesz. Jest pełen kontrastów i budzi sprzeczne emocje. I mimo tych wszystkich jego wad myślę, że jest warty odwiedzenia. Bo jest totalnie inny od świata, w którym my żyjemy, bo daje do myślenia, bo pokazuje nam nasze własne życie od zupełnie innej strony. Po takiej podróży bardziej doceniamy to co mamy.

JAK TANIO POLECIEĆ DO MARRAKESZU?

Ja od kilku lat nie wyobrażam sobie wakacji z biura podróży. Leżenie przez tydzień na plaży, hotelowe jedzenie i drinki przy basenie to zdecydowanie nie mój sposób na spędzenie czasu. Jeśli chcecie naprawdę poczuć dany kraj warto wybrać się na własną rękę. Jest to opcja nie tylko ciekawsza, ale i tańsza.

LOT – zawsze zaczynamy planowanie podróży od znalezienia taniego lotu. I w zasadzie to ten czynnik zazwyczaj decyduje o dacie naszych wakacji. Nigdy nie latamy w sezonie – poza nim są atrakcyjniejsze ceny i zazwyczaj pogoda jest lepsza, szczególnie w krajach gdzie temperatury sięgają ok 40 stopni. Gdzie szukać tanich lotów – bezpośrednio na stronie przewoźników takich jak Ryanair czy Wizzair lub na podróżowych fanpage np. Mleczne podróże czy Wakacyjni piraci. Ceny oczywiście zmieniają się z dnia na dzień i są bardzo rozbieżne. Nasze loty w maju kosztowały 370 zł/osoby w obie strony z Krakowa bezpośrednio do Marrakeszu.

NOCLEG – zawsze korzystamy z Airbnb i myślę, że to najlepsza opcja! Możemy za jego pośrednictwem wybrać każde miejsce na ziemi, zakres cen, poczytać opinie o gospodarzu, który wynajmuje nam pokój, mieszkanie lub dom. A ceny ! Dostępne dla każdego portfela. My zamieszkaliśmy w typowo Marokańskim domu, czyli riadzie. I takie rozwiązanie polecam każdemu, ktoś chciałby poczuć Marrakesz „od środka”. Za pokój z łazienką i dostępem do kuchni, salonu, tarasu na dachu i pięknym ogrodem zapłaciliśmy 75 zł/dobę (od pary)!

Oto cała filozofia podróżowania na własną rękę. Najważniejsze to mieć rezerwację lotu, przy dłuższej podróży noclegi można rezerwować na bieżąco. Warto też mieć plan wyjazdu – mapę z zaznaczonymi miejscami, które chcecie odwiedzić, by jak najlepiej spożytkować czas na miejscu. I oczywiście zapoznać się z historią i tradycjami miejsca, do którego się wybieramy.

A co warto zobaczyć i zjeść w Marrakeszu – to przeczytacie w kolejnych postach !

 

Jeden komentarz do „5 POWODÓW, DLA KTÓRYCH (NIE) WARTO LECIEĆ NA WEEKEND DO MARRAKESZU I JAK TANIO ZORGANIZOWAĆ TAKI WYJAZD!

Możliwość komentowania została wyłączona.